Rammstein znowu w Polsce - w Chorzowie zapłonęły gigantyczne zapałki! ▸
muzyka Autor: pawel.kruzel@m00n.link (Paweł Krużel), 25.07.2019 12:02
Wypada pozazdrościć miastu Chorzów tego, że w tym roku gościło ono zespół Rammstein. Koncert miał miejsce wczoraj, tj. 24 lipca 2019, na Stadionie Śląskim. Postanowiłem napisać parę słów o tym co tam zobaczyłem I czego doświadczyłem. Nie będę się tu bawił w rozkładanie na klocki set-listy koncertu ani w przypisywanie konkretnych piosenek do elementów show. Po prostu napiszę parę moich osobistych wrażeń na gorąco.
Ludzie
Co prawda nie po raz pierwszy brałem udział w tego rodzaju imprezie, ale wyjątkowo tym razem byłem ujęty tym, jak fajni, kulturalni, mili I barwni fani przyjechali na ten koncert! A publiczność ta pochodziła z bardzo różnych zakątków świata. Miasto Chorzów zostało dosłownie zalane ludźmi, poubieranymi w koszulki i inne gadżety z logo Rammstein. Było to prawdziwe święto dla fanów metalu, zespołu Rammstein oraz ogólnie fanów rockowej muzyki. Prawdopodobnie było to też święto dla fotografów, operatorów dronów oraz kamerzystów wszelkiej maści. Gdyby mieć siłę i czas na to aby hasać tam ze sprzętem fotograficznym, prawdopodobnie ilość brylantowych kadrów byłaby imponująca. Sam co chwila miałem ochotę się zatrzymać po fotkę, ale gdybym ulegał za każdym razem temu uczuciu, to być może w ogóle nie dotarłbym na trybuny, gdzie było moje miejsce! Zawodowcy i fani fotografii czy filmowania zapewne byli ukontentowani ...
Organizacja
W porównaniu z niektórymi innymi imprezami, na którymi zdarzyło mi się być, organizacja tej imprezy, przy jej skali, była conajmniej zadowalająca. Organizator ogólnie stanął na wysokości zadania. Obsługa była bardzo energiczna, miła i pomocna, ilość informacji potrzebnych do tego aby odnaleźć się na miejscu imprezy była moim zdaniem absolutnie wystarczająca. Dziękuję!
Zespół i Widowisko
Był to drugi z kolei koncert Rammstein na jakim byłem. Pierwszy miał miejsce we Wrocławiu, podczas festiwalu Capital of Rock. Po pierwszym koncercie od razu cisnął mi się na usta cytat: „mają rozmach, sukinsyny”. Nie inaczej było na koncercie w Chorzowie. Scena była ogromna! Maleńkie figurki muzyków wręcz niknęły pod jej ogromem ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zespól przygotował jak zwykle piorunujące widowisko, które zapierało w sensie dosłownym dech w piersiach. Nie ma się co dziwić. Patrząc ogólnie na zespól i jego podejście do własnych działań oraz jego profesjonalizm, choćby widoczny w teledyskach, jest jasne że Rammstein to bardziej instytucja kulturalna niż zwykły zespół. Oświetlenie, pirotechnika oraz przede wszystkim dopracowany scenariusz widowiska były na najwyższym możliwym poziomie.
Kto był wcześniej na koncertach zespołu mógłby powiedzieć: „co nowego oni jeszcze mogą wymyślić?”. Otóż mogli. Akcja z członkami zespołu przemieszczającymi się z dodatkowej mini-sceny w środku płyty stadionu na scenę główną w pontonach, napędzanych przy pomocy uniesionych do góry rąk publiczności - to była chyba jedna z najbardziej spektakularnych niespodzianek podczas show. Kolejny spektakularny element - „tancerze” narysowani konturami światła na scenie podczas jednego z kawałków. Nie wiem jak to zostało zrobione, ale wyglądało niesamowicie. Nie muszę też dodawać, że chłopaki z Rammstein zapewnili nam odpowiednią ilość ogłuszająco głośnych wystrzałów, sztucznych ogni, oraz płomieni, wystrzeliwujących w niebo na imponującą wysokość. Ale to przecież ich znak firmowy! Zapałka z okładki najnowszego albumu zespołu, która zapłonęła na koncercie w Chorzowie w liczbie mnogiej, miała iście imponujące rozmiary, prawda? Bardzo podoba mi się to, jak zespół szanuje swoich fanów. Mają chłopaki klasę! Nie zauważyłem ani grama rutyny, czy „odwalania pańszczyzny”. Przy skali i skomplikowaniu przedsięwzięcia, kontakt z publicznością był wręcz namacalny. Czułem się jakby grali tylko dla mnie. Super! Dziękuję!!!
Zabrakło natomiast w konstrukcji sceny dodatkowych telebimów, skierowanych w stronę publiki po bokach. Poza planem ogólnym, my nie widzieliśmy niestety prawie nic. Pewnie lornetka by pomogła, ale nie mieliśmy żadnej ze sobą. Inna sprawa, że moim zdaniem, lornetka to słaby pomysł na takich koncertach, bo zbyt wiele się dzieje i zbyt wiele może umknąć uwadze gdy się z niej korzysta.
Dźwięk
Na koniec zostawiłem sobie dźwięk. Niestety siedzieliśmy w miejscach, które nie zapewniały odbioru pod tym względem na wystarczająco dobrym poziomie. Trudno i szkoda. Rammstein to wg mnie jeden z najlepiej brzmiących zespołów metalowych w ogóle i warstwa dźwiękowa jest dla mnie szczególnie istotna. Niestety - nie tym razem. Stadiony ogólnie niezbyt dobrze nadają się do organizowania koncertów. Znacznie lepsze są otwarte przestrzenie, które pozwalają na słuchanie muzyki bez odbić od ścian budynków. Wydaje mi się (ale to może być tylko moje złudzenie) że nagłośnieniowcy niezbyt uważnie zaopiekowali się satelitarnymi zestawami, skierowanymi na boki - czyli również w naszą stronę. Miałem silne wrażenie że niektóre częstotliwości basowe (około 100-120Hz) były zbyt uwypuklone i między innymi one powodowały zamulenie dźwięku w tych głośnikach. Często zupełnie ginęły gitary, tak istotne w brzmieniu zespołu, za dużo natomiast było dudniącego, "pudełkowego" brzmienia gitary basowej. Chwilami odbicia od konstrukcji stadionu były tak upierdliwe, że większość zlewała się w dźwiękową magmę. Zdaję sobie sprawę, że walka z akustyką obiektu to karkołomna sprawa i nie mam pretensji, ale uczciwie muszę stwierdzić że nagłośnienie, przynajmniej w jakiejś części, przegrało tym razem w tej walce z konstrukcją stadionu.
Na deser
Czy warto było tam być? Bezwzględnie! Wrażenia są niezapomniane! Nie potrafią ich zatrzeć nawet kłopoty z dźwiękiem. To był niesamowity koncert! Wszystko dzięki ludziom. Dziękuję fanom, dziękuję Organizatorom, dziękuję technikom, dziękuję Rammstein!