Czy jeszcze warto trzymać swój kurs? ▸
obserwacje Autor: pawel.kruzel@m00n.link (Paweł Krużel), 20.09.2020 21:43
Zawsze wydawało mi się, że mam dość dobrego "nosa" do ludzi. Niestety często w swoim życiu popełniałem wielki błąd, polegający na tym, że wydawało mi się, że mogę tolerować u innych to, co mi w innych przeszkadza i z czym (tak naprawdę) nie umiałbym żyć.
Kiedy mój "nos" do ludzi zaczynał alarmować, mówiłem sobie: "E, tam, to tylko taka fanaberia. Czy ja nie mam swoich fanaberii? Każdy ma jakieś. Olej to. Nie przejmuj się. W końcu on czy ona nie są tacy źli.". I olewałem. Starałem się nie widzieć, nie słyszeć tego, co mi przeszkadza. Szedłem na kompromis sam ze sobą, w imię dobrych stosunków z innymi.
Ale w zasadzie zawsze i bez wyjątku, prędzej albo później, okazywało się że moje "olewanie tematu" kończyło się u mnie ostrą czkawką. Nagle zderzałem się z czyimś "sukinsyństwem" i dostawałem mentalnie i emocjonalnie po ryju. Oczywiście musiałem to zawsze jakoś tam odchorować, taka moja natura.
Przez większość życia staram się pozytywnie patrzeć na świat i na ludzi. Może dlatego, że nigdy nie było mi łatwo i w zasadzie prawie nigdy nie przestaję "mieć pod górkę". Po prostu zawsze staram się najpierw szukać we wszystkim pozytywu. W relacjach międzyludzkich też. Ale niestety. "Im dalej w las", tym jest coraz gorzej, a rok 2020 jest w moich oczach wręcz przełomowy pod tym względem. Bo rok 2020 jest przecież przełomowy z wielu oczywistych względów. 😉
Ja wiem. W opinii wielu, żadnej "Ameryki tu nie odkryję", pisząc, co poniżej. Niemniej mam wrażenie, że ludzie stają się coraz bardziej skrajnie nie-empatyczni, obojętni na innych i skupieni na sobie. Nawet ci, którzy mają "luz", których w zasadzie np zawierucha związana z pandemią czy kryzysem w ogóle nie dotyka i nie mają dodatkowych bodźców, by nagle musieć "rozpychać się łokciami" w coraz bardziej nieprzyjaznym świecie. Wyłazi z ludzi wszystko co najgorsze, nieważne kim są i jak bardzo pozytywni czy przyjaźni wydawaliby się być do tej pory.
Czasem zastanawiam się, JAK mając w otoczeniu tylu egocentryków i sukinsynów wszelkiej maści, nadal trzymać swój "kurs" i nie stać się podobnym do nich. I czy w ogóle jeszcze warto trzymać swój "kurs" (?). Skoro inni przestają nawet udawać i kryć się z tym, jacy są tak naprawdę? Ale, wierzcie lub nie, jednak wolałbym się taki nie stawać. Choćby nawet tylko dla własnego, dobrego samopoczucia psychicznego.