A big RUSH ▸
muzyka Autor: pawel.kruzel@m00n.link (Paweł Krużel), 21.12.2015 21:43
Każdy by powiedział, że ja jestem przykładem na całkowite zauroczenie jednym zespołem muzycznym i prawie każdy by wskazał Toto.
Nic bardziej mylnego. Przez wiele lat byłem zauroczony całkiem innymi dźwiękami...
To zjawisko zeżarło większość mojego muzycznego dzieciństwa, całą młodość i pozostawiło duże piętno na moim postrzeganiu muzyki w ogóle. Mowa tu oczywiście o kanadyjskim trio Rush. Niby nic takiego. Trzech gostków, którzy zaczynali od grania jakichś post -zeppelinowskich “wariacji na temat”, co później przerodziło się w ikonę rocka progresywnego z solidnym fundamentem rockowym. Pierwszy kawałek Rush, jaki usłyszałem to był The Spirit Of Radio a stało się to za sprawą tego, że mój kolega, jak on to pisze “ z bloku obok”, Jarek Majka, jeden z najbardziej niesamowitych głosów wokalnych epoki PRL w Polsce, dostarczył nam do domu kasetę magnetofonową z zawartością albumu Permanent Waves. To było oryginalne, wydawnictwo, nie kopia. Kopię to my z tego zrobiliśmy i to na paru kasetach, żeby nie przepadło.
Źródło zdjęcia - Wikipedia
Od tej pory, poza paroma wyjątkami, Rush praktycznie zawładnął niepodzielnie moją codzienną “playlistą”, jak by to ktoś w dzisiejszych czasach powiedział. Zawładnął do tego stopnia, że w pewnym momencie, mając ze dwadzieścia parę lat, stwierdziłem, że już nie dam rady dłużej słuchać tego zespołu. Znałem wszystkie albumy, wydane do tego czasu. Na pamięć. Umiałem grać na gitarze YYZ i chyba jeszcze parę innych kawałków. Do dziś uważam, że The Spirit of Radio, to jeden z najbardziej inspirujących utworów muzycznych, jakie kiedykolwiek powstały. W międzyczasie udało mi się skutecznie zarazić paru kolegów tą fascynacją... Oni już wiedzą dobrze o kim ja tutaj piszę... ;-)
Dziś, za sprawą kolegi, kolejnego wokalisty - Marka Marqus'a Ostrowskiego z Anvision, dokonałem małej retrospekcji... Wy sobie nie wyobrażacie CZYM był kiedyś taki zespół dla początkującego i nawet zaawansowanego, czy wręcz zawodowego muzyka. Legendą. Guru, wręcz bogiem i, cytując motyw o Ojcu Chrzestnym z filmu You’ve got mail, odpowiedzią na wszelkie pytania. Nie było internetów, jutubów i komórek. Nie było mp3, były za to przenajświętsze vinyle oraz kasety magnetofonowe i szpule z taśmą. Dziś można wejść do Youtube i posłuchać, jak członkowie zespołu opowiadają o tym, jak powstawał w studio ich utwór - ten, czy tamten. Ja trafiłem na poniższy film i po raz pierwszy od lat poczułem znowu klimat tamtej muzyki, muzyki, która mnie ukształtowała ...