Gitarowe Universum Tomasza Andrzejewskiego ▸
muzyka Autor: pawel.kruzel@m00n.link (Paweł Krużel), 19.02.2021 8:18
Można by się zastanowić: po co pisać o płycie, która ma już ponad pięć lat ...? Może dlatego, że to płyta Tomasza Andrzejewskiego, jednego z nielicznych, wybitnych polskich wirtuozów gitary rockowej? Może dlatego, że już za chwilę (albo nawet już) świat zobaczy kolejna jego płyta? No, to napiszę ... 😉
Płytę wrzuciłem do dzisiejszej porannej playlisty, obudziłem się o 5:00 rano i pomyślałem, że fajnie byłoby nadrobić trochę zaległości melomana i tekstoklety. Z twórczością Tomasza "znam się" już jakiś czas, obserwuję jego poczynania w mediach społecznościowych już od wielu lat. "Universum", bo tak zostało nazwane przedmiotowe wydawnictwo, to trzecia z kolei płyta w dorobku tego gitarzysty.
Jeśli jesteś miłośnikiem gitarowych "fontann dźwięków" i płyt typowo instrumentalnych, ta właśnie nie zawiedzie cię na pewno, jak zresztą i inne w dorobku Tomasza. Utwory są pełne karkołomnych, gitarowych "łamańców", wygrywanych pracowicie na przesterowanych wiosłach. Brzmienie jest zdecydowane i rockowe. Można znaleźć tu kawałki energiczne, "zasuwające" wartko niczym lokomotywa - w sam raz na pobudkę, ale trafisz też na refleksyjne ballady. Tu i tam spotkasz fantazyjne, równie karkołomne jak na gitarach, solówki na klawiszach, a w innym miejscu zaserwowana ci zostanie improwizacja melodyczna na basie. Jest też jeden utwór z wokalistą. Płyta generalnie po prostu płynie, jest gładka, "nieinwazyjna" i "równa jak stół" pod względem wykonawczym. Jest to moim zdaniem jej największa zaleta, jak i wada. Ale nie warto zważać na to, co ja tu wypisuję, bo dzieje się w tej muzyce bardzo wiele dobrego!
Osobiście lubię w muzyce to, że potrafi mnie czymś ewidentnie i dobitnie zaskoczyć, ale ta płyta do takich (niestety, dla mnie) nie należy. Większość solowych partii gitarowych jest oszczędna w formie, po prostu przesterowane wiosła, zabrakło mi tu jakichś celowych zabiegów technologicznych, efektów gitarowych itp. Zauważyłem też pewną niekonsekwencję w budowaniu planów dźwiękowych. O ile gitarowe "popisy" są pięknie wyeksponowane na pierwszym planie, o tyle ubogacający je podkład muzyczny bywa w niektórych miejscach nieco "zamazany" i nazbyt "nienachalnie towarzyszący". A przecież partie podkładowe są równie istotne jak te solowe. Jest to raczej sprawa sposobu zmiksowania niektórych utworów tego albumu, nie samych kompozycji czy aranżacji, bo one, gdy się wsłuchać, "siedzą w temacie" idealnie. Trudno też było mi doszukać się w kompozycjach jakichkolwiek niespodziewanych zwrotów akcji. Płyta jest przemyślana, ale stawia raczej na wirtuozerię wykonawczą, a mniej na ogólny artystyczny przekaz, czy emocje. Szkoda, bo słychać w niej potencjał na wyrafinowane niczym kryminał opowieści. Ale - taka ostatecznie była wizja artysty, a ja przedstawiam w tym akapicie tylko swoje subiektywne odczucia na jej temat.
Podsumowując: ten materiał obiecuje i dostarcza iście brylantowe rzemiosło w dziedzinie rockowej gitary i taka jest w mojej ocenie jego rola. Poziom wykonawczy jest po prostu światowy i Tomasz absolutnie dowodzi tu swoich niesamowitych i grubo ponadprzeciętnych umiejętności. Kunsztu i pereł należy i warto szukać tu w licznych drobnych szczegółach, w których tak lubią się rozsmakowywać prawdziwi melomani. Za to - na pewno, kiedy wrzucisz sobie tę muzykę do odtwarzacza w samochodzie, będzie doskonałym rockowym towarzyszem podróży małych i wielkich.
Płyta zawiera też bonusy. Do całego projektu dołożyli swoje partie różni, znani w świecie muzycy i wykonawcy, że wymienię tu takie nazwiska jak Marco Sfogli, Felipe Praino, Wojciech Hoffmann, Sam Bell, Muris Varajic, Fabrizio "BICIO" Leo, Feodor Dosumov, Alessandro Benvenuti, Brett Garsed, Grzegorz Skawiński, czy Alex Argento. Z takim zestawem gości (nie wymieniłem wszystkich) to już aż nadto "tłusty kąsek" muzyczny. Przesłuchasz raz, za drugim razem znajdziesz w nim więcej. Zdecydowanie warto mieć ten album w swojej płytotece. Polecam!